Nr 2/2003

 

PARK I JEGO MIESZKAŃCY

 Elżbieta Szkiruć

RÓD HUSZCZÓW

   

Dlaczego piszę o Huszczach, dlaczego ta rodzina jest bohaterem mojego wywiadu z seniorem rodu – Zdzisławem Huszczą? Przecież to zwykli ludzie. Zdecydowanie tak, ale czy jest ktoś bardziej związany z ziemią wigierską, a zwłaszcza z jej lasami?

 

Zdzisław Huszcza ze swoim synem Tomaszem
(fot. M.Kamiński)

  

– Znam Twoją rodzinę od ponad ćwierć wieku, to szmat czasu. Czy mógłbyś przybliżyć dzieje Twojej rodziny? 

  

– Historię tę mogę zacząć od pradziadków, których nie pamiętam, lecz opowieści moich rodziców pozostały w mojej pamięci. Huszczowie to bardzo długowieczna rodzina. 

Pradziad Huszcza żył ponoć do 90-tki, zapewne dlatego, że był leśnikiem, jak większość jego potomków z linii męskiej. Pradziad Gruzd (ok. 1841-ok. 1920) do I Wojny Światowej zajmował stanowisko leśniczego i mieszkał w leśniczówce Gawarzec, a następnie w Lipniaku. Pochowany został na cmentarzu w Kaletniku około 1920 r. 

Dziad Aleksander Huszcza poślubił Aleksandrę z Gruzdów. Był gajowym i zamieszkiwał w gajówkach w Sobolewie, w Barszczewej Górze, Leszczewku i ponownie w Sobolewie. Dożywał u syna Stanisława, też leśnika, w gajówce w Krzywym (na jej miejscu jest obecnie obiekt edukacyjny „Dziupla” -. przyp.E.S.). Ze związku Aleksandry i Aleksandra narodziło się 6 dzieci: Józefa, Janina, Teodor (najstarszy syn, w okresie I Wojny Światowej służył w przybocznej gwardii cara; zginął w czasie walk, a rodzinę powiadomiono, że poległ), Stanisław (gajowy w Krzywym, następnie awansowany i przeniesiony do leśnictwa w Kruklankach) i Stefan, który był gajowym w Wasilczykach. Po awansie na leśniczego został przeniesiony do Pijawnego, gdzie objął później funkcję łowczego. Miejsce po stryju zajął mój ojciec Jan (1899–1985), kiedy po wojnie bolszewickiej, za udział w niej, dostał dekret na gajowego. W latach 1944-1958 z liczną już wtedy rodziną zamieszkał w osadzie Wasilczyki. W rodzinie było 9 dzieci : Zenobia, Danuta, Krystyna, Joanna, Jadwiga, Janina (najmłodsza, urodzona w Wasilczykach) oraz synowie : Remigiusz, Kazimierz i Zdzisław.

  

Gajówka w Wasilczykach - Jan Huszcza z synem Remigiuszem (fot. ze zbiorów Z.Huszczy)

  

Możliwość znalezienia pracy w Lasach Państwowych oraz zamiłowanie do przyrody i w tym pokoleniu sprzyjały kontynuacji leśnych zawodów. Remigiusz Huszcza (1926–2002), początkowo gajowy, mieszkał w gajówce Słupie a następnie, po zdobyciu wykształcenia w technikum leśnym w Białowieży, awansował i objął leśnictwo w Gawarcu, jak kiedyś pradziad Gruzda. Od 1988 roku do emerytury Remek był leśniczym w Płocicznie. Będąc emerytem pracował jeszcze jako leśniczy ds. lasów niepaństwowych do 2002 r. Następnym leśnikiem w naszym rodzie byłem ja - Zdzisław Huszcza, Dzieciństwo spędziłem w Wasilczykach i zawsze tę gajówkę traktowałem jak dom rodzinny. 

  

– Czy pamiętasz jakieś zdarzenia lub szczególne uroczystości rodzinne które utkwiły Ci w pamięci z okresu kiedy mieszkaliście razem z całą rodziną w Wasilczykach - gajówce w głuszy, bez prądu, daleko od ludzi? 

  

– Tak, wszędzie było daleko. Z tego powodu już od pierwszej klasy szkoły podstawowej musiałem tułać się po stancjach u stryjków, ciotek, dalszej i bliższej rodziny. Chodziłem do szkoły w Olszance, Sobolewie, Płocicznie, Mikołajewie i w Sobolewie dokąd rodzina przeniosła się „na swoje”, do nowo wybudowanego domu. W latach 30. ojciec kupił 9-cio hektarową gospodarkę, żeby po przejściu na emeryturę mieć swój kąt i żeby dla dzieci było. 

Po wojnie stara chałupa spłonęła. Szczęśliwie Ania, Jadzia i Kazik uratowali się. W gajówce w Wasilczykach prądu nie było, ale od 1956 r mieliśmy radio na baterie. Co jakiś czas trzeba było je wozić do naładowania, a anteny z drutu były rozciągnięte przez całe podwórko. Bieżące informacje i rozrywkę mieliśmy. W sobotę zasiadało się do „Podwieczorku przy mikrofonie”. Pamiętam też, jak nadano informację o śmierci Stalina; to była radosna wiadomość. Ojciec z entuzjazmem powiedział, że wreszcie ta kanalia nie żyje. No cóż, właśnie ta głusza uratowała wtedy nasze głowy, gdyż takich opinii nikt wtedy nie ośmielał się wygłaszać. 

W 1957 roku w lutym w naszej rodzinie odbyły się jednocześnie dwa śluby. Pan młody (Remek) chcąc złożyć ślubowanie musiał pokonać nie lada drogę. Tego dnia luty się rozmazał i była odwilż, jezioro zaczęło puszczać. Drogą, końmi z Wasilczyk do kościoła na Wigrach było zbyt daleko. Orszak pana młodego dojechał więc na wozie do Zimowej Drogi a dalej przez jezioro trzeba było iść po topniejącym lodzie. Było niebezpiecznie. Uroczystość odbyła się. Państwa młodych czekała taka sama droga powrotna - powiązani sznurami, trzymali między sobą, dla bezpieczeństwa, długie drągi. W tym samym czasie w kościele w Suwałkach brała ślub siostra Anna. Wesele obu par odbyło się w Wasilczykach.

  

– Teraz może powiesz coś o wilkach?

   

– W latach 50-tych było ich dużo. Pamiętam jak ojciec opowiadał jak to wilki prowadziły go do Wasilczyk. Był mróz. Ojciec wracał piechotą 5, może 7 km z leśnego obchodu rozmyślając o złodzieju drewna, którego rozpoznał po śladach kopyt jego konia. Wokół była tylko puszcza i śnieg skrzypiał pod nogami. Po obu stronach drogi słychać było powarkiwania wilków. W wyobraźni ojciec widział ich szczerzące się kły. Wilki szły w pewnej odległości i świeciły oczami. Dotarły za nim do samej gajówki. 

 

 

      

W momencie kiedy wchodził do domu wyskoczyły psy i dopiero wtedy wilki wpadły za psami na ganek. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Światło z izby je odstraszyło; skończyło się na strachu ojca i psów. Innym jednak razem indyczkę zdjęły z płotu przed chałupą, a w Sobolewie zagryzły konia i dwie krowy na pastwisku Dlatego zaczęto wilki tępić. Urządzane były polowania. Pamiętam z dzieciństwa że w czasie jednego z nich padły aż 3 wilki, a w tym czasie za zastrzelonego wilka płacono 1000 zł, a za ofladrowanie (otoczenie terenu polowania fladrami, czyli sznurami z kolorowymi szmatkami - przyp.E.S.) 500 zł. Dla porównania pensja gajowego wynosiła wtedy ok. 350 zł. 

  

– Od kiedy zacząłeś interesować się myślistwem?

  

– Można powiedzieć, że od momentu kiedy wyrosłem z dziecięcych portek. Remek, mój starszy o19 lat brat, był myśliwym od kiedy pamiętam. Wychodził ze strzelbą do lasu, a mnie dobrze było choć za nim pochodzić. Przez lata wiele się od niego nauczyłem. 1 stycznia 1969 roku, po zdaniu egzaminów przed komisją w Białymstoku, wstąpiłem do Polskiego Związku Łowieckiego. Wtedy w kole było 16 członków, teraz jest około 50-ciu. Leśnikami byli tylko Remek i ja, a myśliwym także mój drugi brat Kazik. 

  

Będąc myśliwym przez 34 lata w lesie spotykałeś na pewno rzadkie zwierzęta – jakie?

  

W latach 70. widziałem rysie. Próbowałem także wabić wilki, kiedy można było do nich strzelać. Od Remka wziąłem wabik. W nocy zawabiłem, odezwały się w 4 miejscach. Cisza. Za kopką siana wyszedł wilk. Z przejęcia jeszcze raz zawabiłem, ale on, widać mądrzejszy ode mnie, poo...szedł i tyle go widziałem. Miałem też szczęście, gdy w 1980 roku strzeliłem byka „szesnastaka”; poroże ważyło 9,5 kg. i okazało się „srebrno- -medalowe”. Dziki pokazały się na tym terenie dopiero po wojnie, w latach 50. zaczęły pojawiać się przelotne kormorany, jenoty można było zaobserwować dopiero w latach 60. Pierwsze żeremie i zgryzy bobrowe znalazł mój ojciec u ujścia Czarnej Hańczy do Wigier - było to w roku 1947. Jeszcze wtedy leśnicy nie wiedzieli co to takiego. Dopiero szukając w książkach okazało się, że to bobry zaprowadzają w lesie swoje porządki. 

  

– Wróćmy jeszcze do czasów, kiedy rodzina mieszkała w Wasilczykach. Przyjezdni, którzy kiedyś byli w tych stronach wspominają z rozrzewnieniem tamte odległe czasy. 

  

– Wszystko co wiąże się z młodością jest piękne i miło powspominać. Tak też my wspominamy letników. Osada w Wasilczykach nie była duża, dlatego, aby móc przyjąć gości, domownicy spali na sianie w stodole. Jednym z gości był Wieńczysław Gliński, znany aktor. 

Przyjeżdżał pociągiem do Płociczna. Ze stacji zabieraliśmy go wozem, innego transportu wtedy nie było. Za taki przejazd płacił ojcu 50 zł, za mieszkanie i posiłki też nie mało. Dla porównania w tym czasie krowa kosztowała 100 zł. W ten sposób można było zasilić budżet domowy, bo wyżywić i wyuczyć 9-cioro dzieci nie było łatwo Ja po ojcu i Remku lubiłem las, więc ojciec nie posyłał mnie dalej do szkoły uważając, że w lesie dorobię, a z roli i gospodarstwa wyżywię rodzinę. Tak też było do czasu gdy dzieci zaczęły dorastać. W 1978 roku powołano Wigierski Park Krajobrazowy i znalazłem tam zatrudnienie jako strażnik ochrony przyrody. Później powstał park narodowy i też dawał pracę miejscowym ludziom. Trzeba było podnieść kwalifikacje. W tym względzie park pomógł pracownikom i skierował ich do zaocznego technikum leśnego w Białowieży. 

Ukończyłem technikum co było zawsze moim marzeniem.  

  

– Czego w życiu żałujesz i co byś jeszcze dodał do tej opowieści.

  

 Żałuję braku umiejętności posługiwania się językami obcymi. Tęsknotę za tą umiejętnością wyzwolił we mnie, dawno temu - w latach 60. nie kto inny tylko Knut Olaf Falk naukowiec szwedzki, który kierował Szwedzką Ekspedycją Jaćwieską Uniwersytetu w Lund. 

  

Knut Olof Falk z Janem Huszczą – początek lat 60.
(fot. ze zbiorów Z.Huszczy) 

  

Jako młody chłopak razem z ojcem byłem mu przewodnikiem po naszych terenach. Knut Falk znał język litewski, łotewski, angielski i doskonale władał polskim. W czasach ekspedycji mieszkał we wsi Białorogi u państwa Bagińskich. Dzięki spotkaniu z tym światowej sławy naukowcem postanowiłem, że w przyszłości umożliwię swoim dzieciom dostęp do nauki. 

Dwoje najstarszych ukończyło już wyższe uczelnie – Marta dwa fakultety: historię i polonistykę, Tomek leśnictwo w Poznaniu; oboje biegle mówią po niemiecku. Młodsi – Marcin kończy prawo europejskie, a Emilka studiuje na wydziale chemii. Oni również mówią w języku niemieckim i angielskim. 

Tomek poszedł w ślady dziadów i pradziadów; swoje życie związał z zawodem leśnika, wrócił „na ziemię ojców”. Tu rośnie następne pokolenie - mój wnuk Benedykt. Może i on podtrzyma rodzinną tradycję. 

Jestem dumny, że mam tak udaną rodzinę, wiele zawdzięczając mojej żonie Janinie.

  

  

indeks tematyczny "WIGRY" home Wigierski PN spis treści następny artykuł

.

.