Nr 4/2003

 HISTORIA, TRADYCJA, KULTURA   

 

Jerzy Siemaszko

 KNUT OLOF FALK

wielki

przyjaciel

Polski

 

Głowa Knuta Olofa Falka - rzeźba ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Suwałkach (fot.M.Kamiński)

    Głowa Knuta Olofa Falka – rzeźba ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Suwał kach (fot. M.Kamiński)

    

Turyści przyjeżdżający do Suwałk często przystają pod mieszczącym Muzeum Okręgowe gmachem dawnej Resursy Obywatelskiej, przed oryginalnym pomnikiem, przypominającym skandynawską stellę nagrobną. Niektórzy zadają sobie nawet trud odczytania obiegającego potężny kamień napisu stylizowanego na wikińskie runy. Upamiętnia on postać Knuta Olofa Falka. 

  

Jestem jednak absolutnie przekonany, że zdecydowana większość nie tylko przyjezdnych, ale i rodowitych suwalczan, w tym mieszkańców ulicy noszącej jego imię, nie wie, kim był Falk. Niedługo po postawieniu pomnika, na początku lat dziewięćdziesiątych, podsłuchałem na ulicy komentarz: „Co to się teraz wyrabia! Postawili pomnik jakiemuś Niemcowi, jakbyśmy nie mieli dość własnych bohaterów!”. Tymczasem nie był on Niemcem, a Szwedem, i w dodatku związanym z Suwalszczyzną przez przeszło pół wieku. Kwartalnik „Wigry” jest chyba najlepszym miejscem na przypomnienie tej barwnej postaci, gdyż obok Alfreda Lityńskiego właśnie Falk był najwybitniejszym badaczem okolic jeziora Wigry. 

   

Profesor Falk podczas przeprowadzania wywiadu z mieszkankami Jasionowa na temat nazw lokalnych
(fot. ze zbiorów Zbigniewa Bagińskiego)

  

Urodził się 19 kwietnia 1906 roku w Hammars Glasbruk w Szwecji. Od wczesnej młodości wykazywał szczególne uzdolnienia językowe, więc postanowił kształcić się w tym kierunku. Podczas studiów na uniwersytecie w Uppsali zainteresował się językami słowiańskimi i bałtyckimi, a dzięki przyjaźni z polskim skandynawistą Stanisławem Sawickim szczególnie zwrócił się ku Polsce. W 1931 roku przyjechał do Warszawy, gdzie zdobywał praktyczną znajomość naszego języka. Wiele też podróżował po kraju, by zapoznać się z jego kulturą. Rok później przeniósł się do Krakowa, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim prowadził lektorat języka szwedzkiego, a zarazem poszerzał swoją wiedzę naszym kraju, jego dziejach, kulturze, a przede wszystkim – uczęszczając na liczne wykłady – języku. Choć w Krakowie przebywał tylko rok, uznał ten okres za bardzo istotny w swoim rozwoju naukowym. W 1933 roku Knut Olof Falk rozpoczął własne badania naukowe. Wcześniej zapoznał się dokładnie z osiągnięciami naukowców szwedzkich w dziedzinie toponomastyki, czyli badań nazw rzek, jezior, wzgórz, w których zawarta jest znaczna ilość informacji ludach zamieszkujących dane terytorium i ewolucji ich języka. Postanowił przeszczepić skandynawskie metody badawcze na teren Polski. Uznał, że najlepiej do tego typu badań nadają się tereny, na których nastąpiły istotne zmiany etniczne, dzięki czemu łatwiej odróżnić nazewnictwo archaiczne od późniejszego. 

  

Warunki te idealnie spełniała Suwalszczyzna, którą pierwotnie zamieszkiwały plemiona zachodniobałtyjskie (we wczesnym średniowieczu Jaćwięgowie), zaś później przybyli tu osadnicy litewscy, polscy i niemieccy. Pierwszy raz pojawił się Knut Olof Falk w rejonie Suwałk w 1934 roku. Podczas pieszych wędrówek wokół jeziora Wigry notował nazwy miejscowe. Zawarł też pierwsze znajomości z autochtonami, a z wieloma się zaprzyjaźnił. Długo krążyły po okolicy wieści o Szwedzie niezwykle hojnie obdarzonym przez matkę naturę. Falk bowiem był mężczyzną niezwykle przystojnym i postawnym, blisko dwumetrowego wzrostu. Wśród miejscowej ludności zaskarbiał sobie sympatię łatwością nawiązywania kontaktów i życzliwym podejściem do wszystkich rozmówców, niezależnie od stanu posiadania i urodzenia, co było zjawiskiem normalnym w demokratycznej od wieków Szwecji, ale niekoniecznie w międzywojennej Polsce. 

   

Niezależnie od badań terenowych, które do wybuchu drugiej wojny światowej prowadził na Suwalszczyźnie, zwłaszcza w regionie wigierskim, kilkakrotnie prowadził też poszukiwania dokumentów, w których zapisano jakiekolwiek nazwy z tego terenu. W ten sposób natrafił na akta kamedułów wigierskich w Bibliotece Krasińskich w Warszawie, a także na liczne materiały rękopiśmienne i kartograficzne w tamtejszym Archiwum Skarbowym. Wszystkie te dokumenty skrzętnie utrwalał na kliszy fotograficznej, co ocaliło je dla potomności, gdyż oryginały uległy zniszczeniu w czasie wojny. Napaść Niemiec na Polskę uniemożliwiła Falkowi kontynuowanie badań na Suwalszczyźnie. Wtedy jednak udowodnił, jak głęboko związał się z naszym krajem. W 1940 roku przełożył na szwedzki i wydał własnym sumptem książkę L. Binentala Chopinie. Rok później obronił doktorat na Uniwersytecie w Uppsali na podstawie rozprawy „Wody wigierskie i huciańskie – studium toponomastyczne”. Dwa obszerne tomy tej pracy ukazały się w tym samym roku drukiem w Uppsali, Lund i Malmö w języku polskim, co zostało odebrane w neutralnej Szwecji jako swego rodzaju demonstracja polityczna. 

  

  

 

  

Po uzyskaniu tytułu doktora, w 1941 roku objął Falk katedrę języków słowiańskich na Uniwersytecie w Lund, co zmusiło go do błyskawicznego przygotowania habilitacji. Już w 1945 roku, po jej obronie, z tytułem profesora zwyczajnego został kierownikiem katedry, później przekształconej w instytut. Funkcję tę sprawował nieprzerwanie do emerytury. Dzięki swej energii udało mu się rozwinąć tę placówkę naukowo-badawczą i nadać jej znaczącą rangę.

   

Powojenne dzieje Polski stały się dla profesora Falka osobistym dramatem. Żelazna kurtyna oddzieliła go od terenu zainteresowań badawczych. Dopiero dzięki pomocy i inicjatywie Jerzego Antoniewicza, badacza słynnego cmentarzyska kurhanowego w Szwajcarii, dobrze notowanego przez władze komunistyczne, udało się Falkowi wrócić do Polski. 

  

W ramach nowo powołanej Kompleksowej Ekspedycji Jaćwieskiej, w latach 1959–1961 organizował wyprawy badawcze, na które zabierał swoich wychowanków i współpracowników, językoznawców z Lund. Do dziś wspominają oni z sympatią, pomimo inwigilacji bezpieki i utrudnień ze strony władz, niezwykłe chwile spędzone z profesorem na Suwalszczyźnie, a po polsku mówią, „zaciągając” po suwalsku. Knut Olof Falk oraz jego żona Dagmar (również mówiąca po polsku) mieli w naszym kraju wielu przyjaciół. W późniejszych latach państwo Falkowie gościli jeszcze kilkakrotnie w Polsce z wizytami prywatnymi. 

  

Działalność Knuta Olofa Falka miała fundamentalne znaczenie w studiach nad nazewnictwem bałtyjskim i słowiańskim w Polsce północno-wschodniej. Jego prace stanowią niezwykle cenny materiał do dalszych badań. Zastosowane w nich metody badawcze rozwija liczne grono byłych uczniów i współpracowników po obu stronach Morza Bałtyckiego. 

   

Na koniec chciałbym wrócić do mojego osobistego kontaktu z profesorem. W 1987 roku, jako młody pracownik suwalskiego Muzeum Okręgowego, zostałem mile zaskoczony propozycją wyjazdu na stypendium do Szwecji, ufundowane przez Towarzystwo Bałto - Słowiańskie, działające przy Uniwersytecie w Lund. Bardzo chętnie się zgodziłem i wraz z koleżanką z Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie, Anną Bitner-Wróblewską, dotarliśmy promem do Szwecji. Tam nas powitał współpracownik K.Falka, Jerzy Nalepa, znakomity językoznawca zajmujący się Jaćwieżą, który nas odwiózł na kwatery u przyjaciół profesora. Początkowo traktował nas grzecznie, ale z pewną rezerwą. Wypłacił nam tylko część kwoty przyznanego stypendium. Nie robiąc z tego problemu, głodni wiedzy, przystąpiliśmy do prac naukowych w uniwersyteckiej bibliotece oraz w muzeum będącym jednocześnie instytutem archeologii. Po kilku dniach, widząc nasz zapał, Jerzy Nalepa przekazał nam resztę stypendium i wyjaśnił, że jego początkowa rezerwa wynikała z przykrych doświadczeń ze „stypendystami” z Polski. Z jego wypowiedzi wynikało, że wcześniej trafiali się różni komunistyczni oficjele z Białegostoku, rekomendowani przez tamtejsze towarzystwo naukowe, którzy inkasowali niemałą jak na tamte czasy kwotę w koronach i czym prędzej wracali do Polski. Kiedy się przekonano, że rzeczywiście jesteśmy naukowcami, otrzymaliśmy zaproszenie od profesora Falka.

   

Bardzo leciwy i schorowany (niedawno wyszedł ze szpitala) nadal był bardzo postawnym człowiekiem. Wyprostowany i dostojny powitał nas piękną polszczyzną (warto dodać, że oprócz naszego znał jeszcze kilkadziesiąt języków, w tym tak trudne, jak węgierski i fiński). Niestety, słuch mu już nie dopisywał, więc czytał z ruchu ust, a często pomagała mu w tym żona. Wypytywał o Suwalszczyznę, przynosił zdjęcia, wiele mówił kopiach dokumentów polskich, których był jedynym posiadaczem (czas najwyższy, by ktoś zajął się ich skatalogowaniem, a reprodukcje wróciły do Polski). Wspominał licznych polskich znajomych, z którymi wciąż był w kontakcie.

   

Wizyta w zawalonym pamiątkami skromnym domku Falków pozostawiła niezatarte wspomnienia. I jeszcze jedno: Lund jest miastem bardzo rozległym, a ja mieszkałem na przedmieściach. Początkowo kilka kilometrów, które dzieliło mnie od muzeum, pokonywałem pieszo. Jestem wysoki, więc standardowej wielkości szwedzkie rowery po prosu były dla mnie za małe. Wkrótce jednak wypożyczono mi rower należący do Falka, specjalnie robiony na jego miarę. Mam więc dodatkowe powody do wdzięczności, gdyż dzięki profesorowi i jego pojazdowi wygodnie i szybko śmigałem po Lund i okolicy.

   

Knut Olof Falk zmarł w swym domu w Lund 30.01.1990 roku. Spacerując nad brzegami Wigier, warto wspomnieć tego niezwykłego Szweda, miłośnika Suwalszczyzny, który przemierzał te ścieżki przed półwieczem.

   

Pomnik upamiętniający Knuta Olofa Falka
przed Muzeum Okręgowym w Suwałkach,
 dłuta Rafała Strumiłły (fot. M.Kamiński)

  

  

indeks tematyczny "WIGRY" home Wigierski PN spis treści następny artykuł

.

.