Maciej Romański, z wykształcenia i zawodu
fitosocjolog. Urodził się w Ursusie. Od 1994 roku, kiedy ukończył
studia, zamieszkał w Krzywem. Pracuje w Pracowni Naukowo-Edukacyjnej
Wigierskiego Parku Narodowego.
- Fotografią
zajmujesz się od bardzo dawna. Czy zdjęcia makro robiłeś od początku
swojej przygody z aparatem?
- Nie, nie od początku. Chyba niewielu zaczyna przygodę z fotografią
od tej akurat dziedziny... Szczególnie biorąc pod uwagę, że moje
pierwsze próby robienia zdjęć wykonałem w wieku około 5 lat.
Pamiętam, że przy pomocy aparatu fotograficznego marki Ami
usiłowałem uwiecznić ulepionego wcześniej pięknego bałwana. Bałwan
był większy ode mnie i to sporo, więc do makrofotografii nie można
tego zaliczyć...
Natomiast od zawsze interesowałem się przyrodą, więc tematy
przyrodnicze pojawiały się na moich zdjęciach już na samym początku.
Niekoniecznie była to makrofotografia. W tamtych czasach sprzęt
potrzebny do tego typu fotografii był raczej niedostępny. Człowiek
cieszył się, jak "dorwał" rosyjskiego zenitha, a szczytem marzeń
była practica rodem z NRD.
Prawdziwe zainteresowanie makrofotografią, jako odrębną dziedziną
fotografii, przyszło stosunkowo niedawno, bo jakieś 5 lat temu i poniekąd zostało wymuszone potrzebą. Było to związane z programem
badawczym i koniecznością tworzenia dokumentacji fotograficznej
śluzowców. A że obiekty okazały się być wyjątkowo niewielkich
rozmiarów, wymusiło to konieczność pokonania wielu barier
technicznych i zapoznania się z różnymi "sztuczkami" stosowanymi w
tej dziedzinie, a także zgromadzenie dodatkowego sprzętu. Oczywiście
wcześniej też robiłem zdjęcia makro, ale nie wykraczałem poza skalę
odwzorowania 1:1 i poszukiwałem raczej ciekawych form, a nie
konkretnych przedstawicieli mikroświata.
Przy okazji tworzenia dokumentacji fotograficznej śluzowców okazało
się, że świat niewielkich organizmów jest zupełnie bajeczny -
niejako przy okazji odkryłem niemalże równoległy wszechświat, pełen
przedziwnych organizmów, form i kolorów. Okazało się, że na kilku
centymetrach kwadratowych powierzchni istnieje bogata "mikrodżungla",
w której toczy się bujne życie. Mimo, że program badawczy się
skończył, fascynacja mikroświatem została. I obecnie nadal się nim
zajmuję, ale zmieniam skalę, zagłębiając się coraz bardziej w świat
już nie makro, ale mikro...
- Robisz przyrodnicze zdjęcia makro. Co jest
głównym obiektem tych zdjęć?
- Trudno powiedzieć. To zależy od chwilowych potrzeb i tego, co w tym
mikroświecie nowego znajdę. Na pewno bardzo lubię fotografować
śluzowce. To przedziwne organizmy o niezwykłych formach i
kolorach... Ale często też fotografuję wątrobowce i glewiki,
maleńkie grzyby, a ostatnio... ameby! Choć to już nieco inna skala.
- Zdjęcia makro to piękny świat wzorów i kolorów niezauważalnych
przy pobieżnej obserwacji. Jak odnajdujesz obiekty swoich zdjęć?
- Kwestia wprawy. Trzeba wiedzieć, gdzie i czego szukać. Po kilku
latach poznawania tego mikroświata po prostu wie się, gdzie zajrzeć,
żeby coś ciekawego znaleźć. Moim nieodłącznym towarzyszem jest lupa.
To może wydawać się wręcz niemożliwe, ale mając odpowiednią wiedzę i
trochę szczęścia, można znaleźć ciekawy obiekt mierzący około 1 mm.
Oczywiście wymaga to nieco poświęcenia, często trzeba "paść na
kolana" i szukać z nosem przy ziemi... Jednak wbrew pozorom nie jest
to wcale takie trudne.
- Wiele zdjęć robisz w lesie, gdzie często brakuje dobrego
oświetlenia. Jak sobie z tym radzisz?
- No tak, brak wystarczającej ilości światła jest zmorą
makrofotografii. Przede wszystkim zdjęć makro nie da sie robić "z
ręki". Tutaj nieodzowny jest statyw. Niestety nie jest on
"lekarstwem" na wszystkie kłopoty związane z brakiem światła. Trzeba
pamiętać, że im większa skala odwzorowania, tym większe są straty
światła w układzie optycznym. Już przy skali odwzorowania 2:1 czasy
naświetlania osiągające 30 sekund nie są niczym nadzwyczajnym. Przy
skali 4:1 jest jeszcze gorzej. Przy tak długich czasach naświetlania
wpływ na poruszenie zdjęcia ma delikatny powiew wiatru czy wręcz lot
komara w pobliżu obiektywu. Nawet ziemia okazuje się być zbyt mało
stabilnym podłożem, przenosi delikatne drgania, które niweczą
wszelakie wysiłki. Do tego dochodzi niejednorodne oświetlenie tak
maleńkich obiektów. Z tymi problemami można radzić sobie na kilka
sposobów. Nieodzowne są specjalne blendy do odbijania światła,
rozpraszacze światła słonecznego... ale i tak nie obejdzie się bez
dodatkowego źródła światła w postaci specjalistycznej lampy
błyskowej. Niestety, jest to w zasadzie nieodzowny element
wyposażenia przy makrofotografii. Szczególnie jeśli jest to
fotografia dokumentacyjna, a nie artystyczna.

Zestaw akcesoriów pozwalających w warunkach terenowych osiągnąć
skalę odwzorowania. 4:1.
- Czy wszystkie zdjęcia są robione w terenie?
- Zdecydowana większość. Znacznie ciekawsze i przyjemniejsze (pomimo
komarów, kleszczy, wpleszczy i innych gryzących organizmów) jest
spędzanie czasu w lesie na poszukiwaniu i fotografowaniu ciekawych
maleństw, niż fotografowanie w studio. Jest to pewien rodzaj
"polowania". Niestety, czasem nie wszystko da się zrobić w terenie.
W przypadku śluzowców czasem konieczne jest prowadzenie ich hodowli.
Wtedy nie ma się wyjścia. Trzeba fotografować w pracowni, przy
sztucznym oświetleniu, ale prawdę mówiąc, nie lubię tego zbytnio i
raczej uważam to za nudne zajęcie. Czasem też obiekty są zbyt małe,
by dało się im zrobić zdjęcia w terenie. Trzeba posłużyć się
dodatkowym sprzętem, np. binokularem czy mikroskopem, a tego już się
nie da zabrać do lasu. Należy pamiętać, że tworząc pełną
dokumentację fotograficzną, np. śluzowców, nie wystarczy tylko
uwiecznić ich wyglądu ogólnego. Żeby pokazać odpowiednie detale,
konieczne do oznaczenia gatunku, trzeba się zwykle przyjrzeć mikrocechom, a do tego zwykle potrzebny jest mikroskop. W przypadku
tworzenia naukowej dokumentacji fotografia "laboratoryjna" jest po
prostu częścią całego procesu, niezależnie od tego, czy się to lubi
czy nie.
|
|

Binokular Zeiss V20.
- Jakie cechy charakteru potrzebne są do robienia dobrych zdjęć
makro? Spostrze- gawczość, staranność?
- Chyba głównie cierpliwość. Cierpliwości wymaga samo poszukiwanie
obiektów, nie wspominając o ich fotografowaniu. Im mniejszy obiekt,
tym zwykle więcej czasu trzeba na jego uwiecznienie. Fotografując
coś, co ma 1mm wysokości, można spędzić nad tym nawet godzinę,
często leżąc na ziemi w niewygodnej pozycji. Makrofotografia czasem
przypomina ćwiczenia zaawansowanej jogi. Żeby dotrzeć z obiektywem w
odpowiednie miejsce, czasem trzeba naprawdę nieźle się
nagimnastykować... I trzeba być odpornym na niepowodzenia. Może
okazać się, iż pomimo długotrwałych wysiłków, efekty nie są
zadowalające, bo po prostu nie da się odpowiednio wyeksponować
fotografowanego obiektu z przyczyn całkiem niezależnych od
fotografa. To bywa nieco frustrujące, kiedy po godzinie leżenia w
błocie okazuje się, że nie udało się zrobić dobrego zdjęcia. Ale nie
można się tym zrażać. Trzeba próbować dalej. W końcu kiedyś musi się
udać, nie dziś, to kiedy indziej... może jutro, może za miesiąc,
może za rok...

Mikroskop Delta Evolution 300 z przystawką fotograficzną.
- Czy potrzebny jest specjalny sprzęt, poza statywem, blendami,
lampą błyskową, o których już mówiłeś? Jakiego sprzętu Ty używasz?
- Makrofotografia niestety wymaga specjalnego sprzętu. Konieczny jest
prawdziwy obiektyw makro, dający skalę odwzorowania 1:1. Ale to
dopiero początek. Żeby uzyskać większe powiększenia, potrzebne są
kolejne elementy systemu: pierścienie pośrednie, telekonwerter,
mieszek… Obecnie całe moje wyposażenie waży około 15 kg i trzeba to
niestety ze sobą dźwigać. Podstawowy zestaw pozwalający uzyskać mi w
terenie skalę odwzorowania 4:1 to lustrzanka cyfrowa Pentax K20D,
obiektyw macro Tamron 90mm 1:1, pierścienie pośrednie z elektrycznym
przeniesieniem przysłony firmy Delta, telekonwerter Kenko x2 i
pierścieniowa lampa błyskowa Pentax AF 160FG. Oczywiście można
podobne efekty uzyskać, stosując niektóre aparaty kompaktowe ze
specjalnymi nasadkami makro, ale to jednak nie to samo. Chociaż
czasem efekty uzyskiwane odpowiednio "przerobionymi" kompaktami są
naprawdę bardzo dobre.
- Czy masz swoje ulubione zdjęcie?
- Nie, jeszcze nie zrobiłem zdjęcia, z którego byłbym zadowolony i
nie wiem, czy kiedykolwiek takie zdjęcie zrobię. Jestem raczej
bardzo krytycznie nastawiony do swoich zdjęć, widząc w nich same
mankamenty i niedociągnięcia, które należałoby poprawić. Zawsze
przeglądając zrobione zdjęcia, jestem raczej zły na siebie, że zbyt
mało się postarałem, za mało wysiłku włożyłem w ich zrobienie. Ale
dzięki temu mogę robić kolejne zdjęcia, licząc, że może uda się
zrobić lepsze niż te dotychczasowe.
- A może ulubione obiekty: grzyby, mchy, śluzowce, rośliny?
- Na pewno przede wszystkim śluzowce, specjalna grupa ameb budujących
"domki", rośliny, potem wątrobowce, glewiki i grzyby. Ale nie
pogardzę i innymi ciekawymi tematami.
- Co Cię najbardziej zadziwiło podczas robienia zdjęć makro?
- Niebywałe bogactwo świata maleńkich organizmów. To, co na co dzień
widzimy - duże zwierzęta, rośliny, to zaledwie maleńki procent
całości bogactwa świata ożywionego. Im mniejsza skala, tym większe
bogactwo. Fotografując, np. śluzowce, siedząc dłuższy czas z okiem
przy wizjerze aparatu, nagle dostrzega się tętniące tam życie. Przez
kadr przemykają przedziwne stwory, np. sprytnie zamaskowane
roztocza, różne larwy chrząszczy, pokazują się maleńkie ślimaki.
Niektóre z tych organizmów są przedziwne i przypominają przerażające
potwory rodem z filmów SF o obcych. A kiedy obejrzy się pod
mikroskopem kroplę wody... okazuje się, że toczy się w niej
niewyobrażalnie bujne życie, że w tej maleńkiej kropelce żyją setki
przedziwnych organizmów, których przynależności taksonomicznej nie
sposób nawet dociec. To jest zupełnie osobny wszechświat, z którego
mało kto zdaje sobie sprawę. Fascynujące jest też, że część tych
organizmów odznacza się bajecznymi kształtami, kolorami,
fantazyjnymi formami.
- Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
Rozmawiała: Elżbieta Perkowska
|