Nr 4/2002

 

PARK I JEGO MIESZKAŃCY

 Anna Ambrosiewicz

DZIAŁO SIĘ

W PŁOCICZNIE

(2)

   
    

Rozbudowa zakładu stolarskiego, lata 60. 
(fot. ze zbiorów S.Kanozy)

  

- Do lasu można było w czasie okupacji chodzić, łowić ryby w Wigrach?

  

- O rybach nie było mowy. Raz, jeden żołnierz poprosił, żeby w niedzielę z nim pójść połowić. Jakeśmy wracali ze Stawku przez krzaki z wędkami, rybami ukraińskie dzieciaki z wędeczkami maszerowały w przeciwną stronę. Na ten widok napatoczyli się żandarmi, złapali je i po prostu im wlali...

  

- A skąd w Płocicznie Ukraińcy?

  

- Mieszkali w rozproszeniu w Gawrych Rudzie i na osiedlu w Płocicznie. Byli to Kozacy i Ukraińcy. Polskie władze nie miały co z nimi zrobić po I wojnie, byli to sojusznicy Piłsudskiego, kiedy ten walczył z Moskalami, żołnierze atamana Petlury. Dostali tu zatrudnienie jako pracownicy leśni i domy. Mieli swoją świetlicę, gdzie się spotykali, z wyznania byli prawosławni. Niemcy oficjalnie ich popierali, ale nieoficjalnie ich nie lubili; nie lubili lizusów. A przed wojną Ukraińcy, tutaj jak się schodzi do jeziora, koło szkoły w Płocicznie, postawili Piłsudskiemu tablicę, żeby się przypodobać polskim władzom. Jak przyszli Niemcy, to napis zerwali, a z kamieniem co się stało, nie wiadomo. Jako że Niemcom szli na rękę, to przed frontem z nimi uciekli, w 44 roku. Wielu z nich wyjechało do Ameryki, tylko dwóch Kozaków zostało. Jeden u mnie pracował, Sałdatow się nazywał, to był wykształcony człowiek. Kiedy wyszła książka "Cichy Don" - przeczytał, a potem film razem w tartaku w kinie oglądaliśmy. Mówił, że Szołochow odtworzył wszystko tak, jak to było w czasie wojny nad Donem, tak jak on to zapamiętał. 

  

- A skąd kino w Płocicznie?

  

- Objazdowe, dość często do tartaku po wojnie przyjeżdżało.

  

- Podobno to w czasie wojny Niemcy zbudowali drogę z Bryzgla do Płociczna?

  

- Tę naszą drogę budowali rękoma jeńców - Francuzów. Wyrównano ją, nasypano żwirem, wykopano rowy, zrobiono profile. Z tymi Francuzami to było tak, że zjedli cały mlecz, jaki tylko gdzie rósł po rowach, przy drodze.

  

- A inne drogi, którymi dziś jeździmy?

  

- Ta droga co to do Słupia idzie, miała mieć inny przebieg. W latach 60. Walczuk zatrudnił mnie do budowy ośrodka wypoczynkowego na Słupiu. Droga od końca Gawrych Rudy do Zatoki Słupiańskiej, to była tylko grobla dla krów pomiędzy bagniskiem. Obmyślali, żeby polepszyć drogę od dąbka (bar "Pod dąbkiem") do Gawarca, a potem do Słupia. No to ja Walczuka przyprowadziłem i pokazałem, że tu byłoby bliżej i dla Gawrych Rudy poręczniej. On miał wtedy wielkie wpływy i takie decyzje zapadły, droga jest do teraz.

  

    

- A co z zaopatrzeniem w czasie wojny, co z lekarzem, co z kościołem? Wiadomo że obecny kościół powstał niedawno.

  

- Z zakupami nie było żadnego kłopotu, były trzy sklepy prywatne i wszystkiego w nich było pełno. Jeśli chodzi o lekarza, to na miejscu był felczer, a lekarz z Suwałk przyjeżdżał. Kościół miał powstać po północnej stronie Stawu, już nawet ziemia pod niego była wykupiona, pamiętam nabożeństwa pod gołym niebem. Przed wojną był w Monkiniach ksiądz Mieszko, który dogadał się z tartakiem i pracownicy tartaczni jeździli w niedzielę do kościoła do Monkiń kolejką wąskotorową, chociaż parafia była w Suwałkach.

  

- Jak jeździło się wtedy do Suwałk?

  

- Najczęściej rowerami, ścieżką wzdłuż torów, tamtędy było najbliżej, bo drogi przez Sobolewo nie było; kto miał konia i wóz to oczywiście wygodniej było w taki sposób.

  

- Po wojnie został Pan w Gawrych Rudzie?

  

- Tak się stało, że zostałem. Założyłem rodzinę, pracowałem prywatnie, w swoim warsztacie, pokończyłem kursy mistrzowskie. Potem budowałem Słupie, pierwszych 15 domków jednoizbowych, hangar na łódki, jadłodajnię, klubokawiarnię nad wodą, portiernię, magazyn.

  

- Czy nadal robił Pan meble? Z jakiego materiału?

  

- Przeważnie z iglastego się robiło, z liściastego najwartościowszy jest dąb, ale w tych stronach dąb jest twardy, na wozy się nadawał. Z kolei grab to tylko w Monkiniach występował, z dalekiej Polski przyjeżdżali po niego, na zęby do kół młyńskich brali. 

  

Budowa łodzi (fot. ze zbiorów S.Kanozy)

  

- Kiedyś nie było maszyn, jak wyglądała praca przy obróbce drewna?

  

- W pierwszym moim warsztacie wszystko robiło się ręcznie. Piłki były ramowe, deskę cięło się długo, ale te piły były dobre, tak samo jak pilniki - szwedzkie. A potem powoli wszystko się unowocześniło.

  

- A jak to było z letnikami? Przyjeżdżali tutaj tak jak teraz?

   

- Wtedy, po wojnie, dużo. Przyjeżdżali z Warszawy koleją do Płociczna, nie było samochodów, więc siedzieli na miejscu i miesiąc. Ja mieszkałem w domu z bieżącą wodą, to opędzić się od listów z prośbami o kwaterę nie mogłem. Teraz wszyscy szukają atrakcji, jezioro i las już nie wystarczy. Mają samochody, chcą jeździć i zwiedzać, poza tym, kto ma teraz miesiąc urlopu?

  

  

  

Rozmawiała i notowała

Anna Ambrosiewicz

  

indeks tematyczny "WIGRY" home Wigierski PN spis treści następny artykuł

.

.